Rozdział II – Uprowadzenie

Sparaliżowało ją, była niezdolna do wykonania żadnego ruchu. Zresztą i tak nie miała na to czasu, Japończyk był zbyt szybki, dzieliło ich już tylko dwa metry. Katana w jego dłoniach zalśniła złowrogo, zanim jego ostrze dosięgnęło jej ramienia, którym się instynktownie zasłoniła. Wiedziała, że to głupie, przecież nie była w stanie w ten sposób ocalić życia. Tym większe było jej zaskoczenie kiedy miecz nie przeciął ciała, zatrzymując się około dziesięciu centymetrów od jej ręki. Widziała w oczach ciemnowłosego szok spowodowany tym co się stało, wiedziała, że to nie on się powstrzymał od zadania ostatecznego ciosu. To broń napotkała przeszkodę w postaci przezroczystej tarczy, która oddzieliła ją od niego, uniemożliwiając jego katanie wbicie się w jej ciało. Czy to możliwe, że innocence ją ocaliło? Ale jak to możliwe, przecież spoczywało bezpiecznie w kufrze w jej mieszkaniu. Zresztą to nie był typ pasożytniczy, tym bardziej było to niezrozumiałe.

Oczy chłopaka nadal wyrażały chęć mordu, ale i zaciekawienie. Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo w tym momencie za jego ramieniem pojawił się drugi egzorcysta.

  • Kanda, co ty wyprawiasz. – powiedział zdyszany. Gdy jego wzrok spoczął na dziewczynie, chłopak zrobił maślane oczy. „Co do cholery?” przeszło jej przez myśl. – Trafiony! – wykrzyknął.

  • Zamknij się, durny króliku. – warknął ciemnowłosy.

  • Ależ ona śliczna. – szczebiotał tamten, nie zwracając uwagi na grobową twarz towarzysza.

  • To ladacznica Tykiego! – wyjaśnił zimno.

  • Przecież to zakonnica, Yuu. – skwitował.

  • Jeżeli jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to ci łeb utnę. – zagroził towarzyszowi, nie spuszczając przy tym wzroku z kobiety.

Vesper przysłuchiwała im się z zaciekawieniem, nie robiąc sobie nic z groźnego spojrzenia Kandy. Oboje są dość osobliwi, choć każdy z nich w inny sposób. Ciekawa była czy oni tak zawsze się zachowują.

Zganiła się w myślach za tok swojego myślenia. Teraz powinna się skupić na wydostaniu się z tej sytuacji, a nie na ich rozmowie. Gdyby nie to, że ciemnowłosy nie spuszczał z niej wzroku, to już dawno by uciekła. A tak pozostało jej stać i czekać na dogodną okazję. Miała tylko nadzieje, że Yuki nie wpadła na pomysł aby ją szukać. Obawiała się, że Japończyk mógłby nie zawahać się jej zabić, gdyby ich zaatakowała.

  • Marzenie ściętej głowy. – zachichotał czerwonowłosy w odpowiedzi na groźbę kolegi. Tamten jednak nie wyglądał na kogoś, kto zna się na żartach.

  • Zamkniesz się w końcu, głupi króliku. – warknął Azjata.

  • Schowaj tą katanę egzorcysto i daj mi przejść. – odezwała się do niego, choć jej głos był nadal schrypnięty, a gardło obolałe.

  • Nigdzie nie pójdziesz. – stwierdził zimno Kanda.

  • Przed chwilą jakiś wariat niemal mnie udusił, a wy chcecie mnie za to zabić? – wychrypiała, wskazując na swoje sine gardło, jakoby na dowód swojej niewinności.

  • Widzisz! Jest niewinna, nie wątpiłem w to ani przez chwile. – wyszczerzył zęby Lavi.

  • To jesteś głupszy niż myślałem. Ona kłamie, jest jedną z nich.

  • Nie jestem Noah. – prychnęła rozdrażniona.

  • Noah, akuma…nieistotne. – stwierdził zimno, zaciskając dłonie na rękojeści broni.

  • Przestań się wygłupiać, Yuu. Niemożliwie żeby taka ślicznotka była naszym wrogiem. – zachichotał Lavi.

  • Idiota. – mruknął ciemnowłosy.

W tym momencie cała trójka usłyszała groźne warczenie. Vesper poczuła ucisk w żołądku, teraz musiała martwić się nie tylko o siebie. Chłopcy spojrzeli w stronę z której dobiegał dźwięk, ich oczom ukazała się potężnych rozmiarów wilczyca, cofnęli się oboje. Zwierze zbliżało się w ich kierunku z obnażonymi kłami, nie spuszczając z nich czujnego spojrzenia. Dziewczyna widząc, że Japończyk ustawia się w pozycji do ataku, zareagowała instynktownie.

  • Yuki, siad. – krzyknęła, ale z gardła wydobył się jednak tylko niezrozumiały bełkot. Przyjaciółka mimo wszystko chyba ją zrozumiała, bo spełniła żądanie swojej pani.

  • Cholera…te bydle jest twoje? – chłopak z przepaską na oku, nie ukrywał swojego zdziwienia.

  • Ona nie zrobi wam krzywdy, jeżeli mnie puścicie. – wyjaśniła.

  • Nic z tego. – warknął Yuu, nie spuszczając wzroku ze zwierzęcia.

Sekundę po tym jak to powiedział nastąpił atak akum, co uratowało dziewczynie i wilczycy skórę. Gdy tylko chłopacy zajęli się walką z demonami, ona i zwierzę zniknęli w mroku nocy.

Przeklinając swoją głupotę, ruszyła biegiem w stronę kamienicy w której mieszkała. Przy jej boku biegła jej nieodzowna towarzyszka.

Wchodząc do mieszkania opadła ciężko na łóżko, miała dość. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Ciekawość ją kiedyś zgubi. Zdecydowanie nie powinna zbliżać się do egzorcystów. Gdyby nie to, nie natknęła by się na Tykiego. Przeklinała się w myślach, za to, na co mu pozwoliła. Powinna go odepchnąć, a nie odwzajemniać jego pieszczotę.

Dotknęła swoich ust, nadal były opuchnięte po pocałunku. To nie powinno było się wydarzyć. Z jej oczu zaczęły spływać łzy, ciałem wstrząsnął szloch. Wilczyca wyczuwając co dzieje się z jej panią, podeszła do niej, wskakując na łóżko tuż obok niej. Vesper przysunęła się do przyjaciółki, szukając u niej oparcia. Chwilę potem już sapała, mocno wtulona w zwierzę, które ani na chwilę nie opuściło swojej właścicielki.

***

Późną nocą Lavi szedł w towarzystwie Kandy do gospody w której mieli przenocować. Nie mógł wybaczyć przyjacielowi, że przez niego uganiali się za tą śliczną zakonnicą. Oczywiście nie miał nic przeciwko temu, aby jeszcze kiedyś ją zobaczyć, ale zdecydowanie w tą chłodną noc wolał spać w jakimś ciepłym łóżku. Zamiast tego włóczył się w towarzystwie tego buca po uliczkach Rzymu.

A wszystko przez to, że ciemnowłosy zaraz po akcji z akumami skontaktował się z kwaterą główną Zakonu, aby zaraportować o spotkaniu tej blondynki. Nie trzeba było być jasnowidzem żeby przewidzieć, iż Komui rozkaże im znaleźć ją i przyprowadzić do siebie.

Zdawał sobie sprawę, że gdyby Yuu przewidziałby taki rozkaz, to nie pisnąłby słowa. No ale mleko już rozlane więc nie ma nad czym płakać. Teraz muszą odpocząć, ale jutro znów czeka ich gonitwa po mieście i poszukiwanie tej dziewczyny. Ziewnął szeroko, mimo tego, że był głodny i brudny to jednak wiedział, że nie starczy mu sił na to aby przed snem umyć się i najeść.

  • Naprawdę myślisz, że ona jest powiązana z wrogiem? – spytał towarzysza.

  • To nie ważne co myślę, mamy rozkaz ja znaleźć, więc to robię. – odpowiedział po dłuższej chwili.

  • A co jeżeli to ślepa uliczka? Chcesz się za nią uganiać do skutku? To może trochę potrwać, tak naprawdę to nie wiemy kim ona jest. – rozważał Lavi.

  • Mamy ją znaleźć i odstawić do kwatery, a co dalej to już mnie do obchodzi. – stwierdził obojętnie.

  • A jeżeli jej nie znajdziemy? – dopytywał rudzielec.

  • Męczy mnie to twoje kłapanie ozorem więc się już przymknij, rudy Króliku. – warknął Kanda.

  • Eh…Aleś ty nietowarzyski. – mruknął, jednak jego stwierdzenie pozostało bez odpowiedzi.

Lavi uważał się za przyjaciela Yuu, podejrzewał też, że tamten na swój sposób też go lubi. Dlatego nie czuł się urażony tym, że granatowowłosy w ten sposób się do niego odnosi. Taki już był i on to akceptował.

Dziesięć minut później byli już w pokoju w gospodzie, gdzie mieli spędzić noc. Lavi bez chwili wahania padł na łóżko i nie minęła chwila a już głośno pochrapywał. Jego towarzysz patrzył na to wszystko z niesmakiem, biorąc pod uwagę to, że rudzielec nawet nie zdjął butów. Sam miał zamiar przed pójściem spać wziąć prysznic, nie uśmiechało mu się odpoczywać będąc pokryty krwią zabitych wcześniej akum.

Stojąc pod chłodnym strumieniem wody wrócił pamięcią do zdarzenia z dzisiejszego dnia. Żałował, że wspomniał o tym kierownikowi, przez to musiał się teraz uganiać za tą dziewuchą. Gdyby nie rozkaz to nigdy by tego nie zrobił, a tak nie miał wyboru. Liczyło się tylko aby doprowadzić sprawy zlecone przez Zakon do końca, reszta była nieważna. Jeżeli Komui życzy sobie aby przyprowadził mu tą ladacznicę to on to zrobi, reszta go nie obchodziła.

Zanim położył się do łóżka starannie oczyścił płaszcz oraz Mugena z krwi poległych demonów, po czym ułożył na łóżku. Teraz był gotowy, aby odpocząć. Kilka minut później już spał.

***

Da dni później Vesper zrozumiała, że nie ma co szukać w Rzymie. Wiedziała, że musi ruszyć dalej, aby odnaleźć serce innocence. Pozostało jej tylko zaopatrzenie się w prowiant na drogę, nie zawsze uda jej się zjeść przyzwoity posiłek w mijanych gospodach, a Yuki miała wilczy apetyt, dosłownie. Tak naprawdę nie miała dużo rzeczy więc pakować się nie musiała, jedynie jedna suknia na przebranie, pamiętniki wuja i sai, to wszystko. Dlatego też mogła sobie pozwolić na zabranie jeszcze zapasu żywności na co najmniej dwa dni. Na wszelki wypadek, jej głód nie przeszkadzał, ale jej przyjaciółka miała na to inne zdanie.

Dochodziła właśnie do jednego z placów na której sklepikarze wystawiali swoje stragany, gdy ktoś złapał ją od tyłu i wciągnął w boczną uliczkę.

Nie zastanawiając się ani sekundy zaczęła walczy, wbijając w stopę oprawcy z całej siły obcas jej buta. Tamten jednak nawet nie jęknął. W desperacji zaczęła się szamotać z przeciwnikiem próbując uwolnić ręce, które tamten trzymał wykręcone za jej plecami. Chyba nie miała ostatnio szczęścia, bo już drugi raz w ciągu dwóch dni znalazła się w takiej sytuacji. Co wcześniej jej się raczej nie zdarzało. Zanim jednak zdołała obmyślić plan oswobodzenia się poczuła, że napastnik ją puszcza. Sekundę potem mocne uderzenie w potylicę zwaliło ją na ziemię. Zemdlała.

  • Nie musiałeś tego robić. – warknął Lavi, patrząc na nieprzytomną dziewczynę leżącą u stup przyjaciela.

  • Za dużo z nią kłopotów. – stwierdził obojętnie ciemnowłosy.

  • Ty ją ogłuszyłeś to teraz ją nieś, Yuu! – rzucił w odpowiedzi rudzielec, po czym odwrócił się i nie czekając na towarzysza ruszył w stronę gospody.

  • Durny Królik. – warknął pod nosem Kanda, biorąc omdlałą na ręce i ruszając za Lavim.

Gdy dotarł do karczmy w której się zatrzymali ujrzał towarzysza rozmawiającego przez telefon. Z pewnością meldował o wykonaniu misji. Z początku Kanda miał zamiar położyć dziewczynę w ich pokoju, ale zmienił zdanie. Stwierdził, że poczeka i dowie się co ustalił Kronikarz z kwaterą główną.

  • Zbieramy się, za pięć minut w zaułku za szynkiem otworzą dla nas drzwi arki. – odezwał się rudzielec podchodząc do przyjaciela po zakończonej rozmowie z Komui.

Ciemnowłosy egzorcysta bez słowa ruszył za kolegą, chcąc jak najszybciej pozbyć się zbędnego balastu. Miał już dość tego zadania i jedyne o czym marzył to zaszycie się w swojej celi i medytacja. Po kilku dniach spędzonych w towarzystwie tego gaduły Laviego, chciał zaznać upragnionej ciszy.

Piętnaście minut później byli już w kwaterze głównej, Kanda bez słowa podał nieprzytomną dziewczynę jednemu ze strażników i ruszył w kierunku swojego pokoju.

  • A niby co ja mam z nią zrobić? – wołał za nim zdezorientowany mężczyzna. Kanda jednak zignorował jego pytanie i po chwili już go nie było.

  • Zanieś ją do gabinetu kierownika, on ci powie gdzie ją umieścić. – wybawił go z opresji Lavi.

  • Lavi! Już wróciliście? Jak wam poszło na misji i gdzie jest Kanda? – Lenalee zasypała go gradem pytań, wchodząc do pomieszczenia w którym mieściły się drzwi arki.

  • Z Yuu się minęłaś, a zadanie wykonaliśmy. – wyznał, krzywiąc się przy tym.

  • A gdzie dziewczyna? – chciała wiedzieć.

  • Jeden ze strażników niesie ją do Komuiego. – uśmiechnął się nieznacznie.

  • Niesie? Są z nią jakieś kłopoty?

  • Kanda pozbawił ją przytomności. – wyjaśnił, jego wyraz twarzy jasno określał co o tym sądzi.

  • Mogłam się tego spodziewać. – westchnęła Lee. – Idę dopilnować, aby nie umieszczono w naszego gościa w jakimś ciemnym lochu. – zachichotali oboje. Lavi wiedział, że przyjaciółka żartuje, jej brat nigdy by czegoś takiego nie zrobił.

***

Powili wracała do świadomości, głowa bolała ją niemiłosiernie. Po otworzeniu oczu ujrzała, że znajduje się w pomieszczeniu, które przypominało jej trochę cele zakonne. Siadając na łóżku westchnęła przeciągle, kryjąc twarz w dłoniach. Ból był przenikliwy, a ona nie umiała sobie przypomnieć co się zdarzyło. Ostatnie co pamiętała to to, że szła na targ po żywność dla niej i Yuki. Nie wiedziała nawet jak długo była nieprzytomna, bo to, że ktoś uderzył ją w potylicę czuła wyraźnie. Zastanawiała się gdzie jest i kto ją przyprowadził do tego miejsca. Wróg, czy przyjaciel. Wstała ostrożnie kierując się w stronę drzwi, klamka jednak nie ustąpiła pod naporem jej dłoni. Znalazła odpowiedź na swoje pytanie, sojusznicy nie traktują się w ten sposób. Ktokolwiek ją tu zamknął niekoniecznie ma w stosunku do niej przyjazne zamiary. Zamiast jednak martwić się o siebie niepokoiła się o wilczyce. W końcu zostawiła ją samą w mieszkaniu i bez wątpienia przyjaciółka zacznie się o nią martwić. Poza tym jak tylko zapadnie zmrok wyruszy ją szukać. Nie miała też pewności ile czasu upłynęło odkąd straciła przytomność.

Siedząc na łóżku i zastanawiając się nad swoją sytuacją w pewnym momencie usłyszała, że ktoś przekręcił klucz w drzwiach. Gdy się uchyliły jej oczom ukazała się dziewczyna o przyjaznym wyrazie twarzy niosąca tacę z jedzeniem. Gdy spostrzegła, że na nią patrzy odezwała się miłym głosem.

  • Cieszę się, że się już obudziłaś. Jesteś głodna? – spytała.

  • Gdzie jestem? – chciała wiedzieć Vesper.

  • W kwaterze głównej Czarnego Zakonu. – wyjaśniła Lenalee, nie uszło jej uwadze, że blondynka zaklęła gdy to usłyszała.

  • Czemu mnie tu trzymacie? – dopytywała.

  • Mój brat chciałby zadać ci kilka pytań. – odpowiedziała niepewnie.

  • A więc ty musisz być Lenalee. – Vesper westchnęła.

  • Skąd wiesz? – zdziwiło ją to, że wiedziała jak ma na imię. Podeszła bliżej łóżka i odłożyła tacę z jedzeniem na stolik nocny.

  • Nieważne.

  • Jeżeli będziesz współpracować to mój brat cię wypuści. Nikt nie chce zrobić ci krzywdy. – próbowała przekonać dziewczynę.

  • Dlaczego mnie tu sprowadziliście.

  • Kanda powiadomił nas o twoim spotkaniu z Tykim. Chcemy wiedzieć co dokładnie cię z nim łączy. – Lee uśmiechnęła się do blondynki przyjaźnie.

  • To dlatego ktoś mnie ogłuszył? – warknęła dziewczyna.

  • No cóż, Kanda bywa czasami dość gwałtowny. – próbowała tłumaczyć kolegę ciemnowłosa.

  • A więc to Japończyk mnie tak urządził? – chciała wiedzieć.

  • Wież mi, że mój brat już mu nagadał z tego powodu. Kanda jest dość trudny i ma specyficzne metody działania. – westchnęła.

W tym momencie do pokoju wszedł mężczyzna w białym berecie. Vesper od razu wiedziała z kim na do czynienia. Wuj dość szczegółowo opisał specyficznego kierownika, co nie pozostawiało jej wątpliwości co do jej tożsamości.

  • Kiedy mnie wypuścicie? – spytała nie czekając, aż Chińczyk się odezwie.

  • Jestem…. – zaczął, jednak blondynka szybko mu przerwała.

  • Wiem kim jesteś, Komui. Nie o to pytałam. – stwierdziła stanowczo.

  • Skoro wiesz kim jestem to może oświecisz nas w kwestii tego kim ty jesteś? – odpowiedział ciemnowłosy, nie okazał jednak po sobie zdziwienia tym, że dziewczyna zna jego tożsamość. Sam był pewien tego, że nigdy w życiu jej nie widział.

  • Jestem Vesper Lynd. – westchnęła, czym szybciej skończy się ta farsa, tym szybciej wróci do swojej przyjaciółki. – Co chcecie wiedzieć?

  • To proste, co cię łączy z Tyki Mikkiem. – natychmiast odpowiedział okularnik.

  • A jeżeli wam powiem, że nic, to uwierzycie? – chciała wiedzieć blondynka.

  • Dość trudno było by w to uwierzyć biorąc pod uwagę fakt, że Kanda widział was w dosyć dwuznacznej sytuacji. – odchrząknął zakłopotany.

  • A tego, że chwilę wcześniej chciał mnie zabić, to już się nie liczy? – stwierdziła cynicznie, krzywiąc się przy tym nieznacznie.

  • Tego już nie wiedzieliśmy. – zaczerwienił się Komui, miał nadzieje, że sprowadzenie tej dziewczyny nie było na daremno.

  • Tak myślałam. – ironiczny ton jej głosu zirytował Lee.

  • Egzorcyści którzy wtedy was widzieli powiedzieli, że wiesz o istnieniu zarówno nas jak i Noah oraz akum. Dlatego mam prawo przypuszczać, że posiadasz jakieś informacje, które mogą nas zainteresować. – wyjaśnił.

  • Wiem tylko tyle ile dowiedziałam się z pamiętników wuja, nic więcej. – odpowiedziała.

  • A kim jest twój wuj? – chciał wiedzieć

  • Kim był, chciałeś powiedzieć. Moim wuj nazywał się Kevin Yeegar – tym wyznaniem spowodowała, że obecne w pomieszczeniu rodzeństwo Lee zdębiało ze zdziwienia. Takiego obrotu sprawy żadne z nich się nie spodziewało.