Rozdział III – Czarny Zakon

Godzinę po tym jak się ocknęła, Vesper siedziała na kanapie w biurze kierownika czekając na egzorcystów którzy mają jej towarzyszyć w drodze do Rzymu. Po tym jak obiecała zwrócić pamiętniki wuja, Komui obiecał jej, że ją wypuszczą. Oczywiście najpierw chciał mieć pewność co do tego ile ona wie. Do tego celu potrzebował jednak dzienników.

I choć musiała wrócić do kwatery Zakonu to jednak udało jej się ubłagać Chińczyka, aby mogła zabrać ze sobą swoje zwierzątko. Oczywiście nie sprecyzowała słowa „zwierzątko”, a okularnik nie pytał z czego się niezmiernie cieszyła. Wątpiła w to, że zgodziłby się wtedy na sprowadzenie Yuki, a ona nie chciała zostawiać jej samej.

Wiedziała też, że będzie musiała zabrać innocence, co niosło za sobą ryzyko, że odkryją, iż jest zsynchronizowana. Nie miała jednak wyboru. Mogła mieć tylko nadzieje, że szybko ją wypuszczą. Nie liczyła na to, że uda jej się uciec przed dwójką egzorcystów, którzy mają ją eskortować. Dlatego też nie miała zamiaru próbować, wolała poczekać, aż Lee sam zdecyduje się ją odprawić z kwatery głównej Zakonu.

Czekając na przybycie egzorcystów rozglądała się po przestronnym pomieszczeniu. Z niedowierzaniem wpatrując się na niezwykły bałagan jaki w nim panował. Aż trudno uwierzyć, że ktoś jest w stanie w takich warunkach pracować, a co dopiero w to, że jest kierownikiem. Z takim zmysłem organizacyjnym to lepszym fachem dla Komuiego byłoby wywożenie śmieci. Tam nikomu nie przeszkadzał panujący wszem i wobec syf. Ale tak naprawdę to nie powinno ją to w ogóle obchodzić, skoro nie zamierzała długo w tym miejscu zabawić. Chociaż jej zmysł estetyki został zachwiany w momencie gdy przekroczyła próg tego pokoju.

  • Ty musisz być Vesper. – usłyszała przyjazny głos dobiegający z wejścia do miejsca w którym ją pozostawiono. Spojrzała na egzorcystę, od razu wiedziała kim jest.

  • Za to ty pewnie jesteś Allen Walker. – stwierdziła, wstając jednocześnie z kanapy i idąc w jego kierunku.

  • Tak, miło mi cię poznać. Bardzo lubiłem twojego wuja. – wyznał.

  • Widzę, że wieści szybko się tu rozchodzą. – mruknęła.

  • Lotem błyskawicy. – zachichotał tamten, od razy zrozumiała dlaczego jej krewny tak polubił tego dzieciaka. W chwili gdy stanęła naprzeciw chłopaka zwróciła uwagę na blondyna który stał przed wejściem do gabinetu, uniosła pytająco brwi, patrząc na Allena.

  • To Howard Link, moja niania. Lepiej nie pytaj. – odpowiedział na nieme pytanie blondynki.

  • Ok. Nie wnikam. Możemy już iść? – spytała.

  • Tak. Lenalee czeka już na nas przy wejściu do arki. – powiedziawszy to wskazał jej ruchem dłoni aby poszła za nim, jego cień ruszył za nimi.

Szli w milczeniu przez korytarze kwatery głównej, Allen w środku a ona po jego prawej stronie, z lewej chłopak miał swojego nadzorcę, który sądząc z wyrazu twarzy rzadko się uśmiechał.

Zwróciła też uwagę na ludzi którzy ich mijali, nie ukrywali oni swojej ciekawości w stosunku do jej osoby, co nieco ją krępowało. Czy ona wygląda jak małpa w zoo? Starała się ignorować wszystkich, udawało jej się to do momentu, kiedy ujrzała idącego w ich stronę z naprzeciwka Japończyka. Zacisnęła zęby ze złości, kiedy minął ich nie zaszczyciwszy ich nawet spojrzeniem.

To był impuls, a może i nie? Ale kiedy tylko ciemnowłosy ją minął, wykonała półobrót i z całym impetem uderzyła Kandę stopą w skroń. Widząc, że chłopak upada nieprzytomnie na ziemie uśmiechnęła się z wyższością, ten cios zawsze działał. Nawet jeżeli przeciwnik jest większy i silniejszy, dokładnie tak jak mówił jej Sensei.

  • O Boże, on cię zabije. – jęknął Allen, który w momencie gdy usłyszał odgłos padającego na ziemie Japończyka, zorientował się, że dziewczyna go zaatakowała.

  • Idziemy? – zadała pytanie, całkowicie ignorując przerażenie malujące się na twarzach osób, które były świadkami całego zajścia.

  • Tak. – odpowiedział po chwili, widząc, że kilka osób podeszło do nieprzytomnego Azjaty. – Zanieście go do jego pokoju i spływajcie, jak się ocknie to nie będzie w nastroju do pogaduch przy herbatce. – zarządził białowłosy, po czym odwrócił się i ruszył za blondynką, która nie czekając na niego ruszyła przed siebie.

  • To nie było mądre posunięcie. – stwierdził Walker, gdy tylko zrównał się z blondynką.

  • A czy ja twierdzę, że było? Należało mu się i tyle. – westchnęła.

  • Wiem, słyszałem. – mruknął, dalszą drogę pokonali w milczeniu.

Wchodząc do sekcji w której znajdowały się drzwi arki Noah, blondynka ujrzała czekającą już na nich Lenalee. Rzuciła w kierunku towarzyszącym jej egzorcyście i jego cieniu ostrzegawcze spojrzenie. Od razu pojęli niemą sugestię blondynki, aby milczeć na temat wydarzeń do jakich doszło chwilę wcześniej.

  • Możemy ruszać? – zapytał Allen stojącej naprzeciw niego Lee.

  • Tak. Mam nadzieje, że nie potrwa to długo, bo chciałabym zdążyć na kolację. – powiedziawszy to obdarzyła całą trójkę uroczym uśmiechem.

  • Spokojnie, otworzymy wrota arki w bramie kamienicy w której mieszka dziewczyna. – odpowiedział natychmiast jeden z naukowców pracujących dla Zakonu.

Dziesięć minut później cała czwórka stała już przed drzwiami do mieszkania dziewczyny. Vesper nadal była lekko oszołomiona sposobem w jaki podróżowali egzorcyści. Jej wuj nie wspomniał o arce w swoich dziennikach, więc nie była na coś takiego przygotowana. Okazało się, że nie wie o Zakonie wszystkiego.

  • Wejdę pierwsza. – odezwała się do towarzyszy, obawiała się, że wilczyca może ich zaatakować, a ona nie mogła pozwolić na to, aby w swojej obronie ją skrzywdzili

  • Orzesz ty…to jest to twoje zwierzątko? – wyjąkała Lenalee, gdy jej wzrok padł na wilka łaszącego się do blondynki. Allen i Link stali wstrząśnięci widokiem Yuki nie zdolni do wyjęknięcia choćby słowa.

  • Ona nic wam nie zrobi, nie ma się czego obawiać. – odpowiedziała Vesper, głaszcząc przy tym swoją pupilkę za uszami.

  • Nie jestem pewna czy mojego brata ucieszy widok twojego „zwierzaka”. – wyszeptała Lee.

  • Ona idzie z nami, nie zostawię jej tu samej. – stwierdziła stanowczo Vesper.

  • Ok. Ale żeby nie było, że nie ostrzegałam. – wyjaśniła siostra Komuiego.

  • Pamiętniki są w szafie. – powiedziała, ignorując przy tym ostatnią wypowiedź egzorcystki.

Wykorzystując moment w którym jej towarzysze byli zajęci wyciąganiem dzienników, otworzyła wieko kufra i wyjęła z niego opakowane w płótno innocence, chowając je do niewielkiej torby podróżnej. Na wierzch położyła białą koszulę i czarne spodnie w których lubiła chodzić w miejscach gdzie nie zwracała tym strojem na siebie uwagi.

  • Możemy iść? – spytała jak gdyby nigdy nic, jednocześnie przekładając pasek torby przez ramię.

  • To wszystkie? – chciał wiedzieć Allen, wskazując na sześć tomów grubych ksiąg, które trzymał w rękach.

  • Tak. – odpowiedziała, po czym gwizdnięciem dała znać wilczycy, że ma się trzymać blisko niej. Yuki wykonała natychmiast polecenie, nie zaszczycając spojrzeniem osób towarzyszących jej pani.

Niedługo później cala czwórka przekraczała już wrota arki, za nimi podążała biała wilczyca. Która wzbudziła niezwykłe poruszenie w chwili gdy przekroczyli bramę prowadzącą do kwatery głównej.

Komui widząc efekty niedomówienia jakie wynikało z tego, że nie zapytał blondynki jakiego zwierzaka posiada, niemal posiwiał.

  • Czy według ciebie określenie „zwierzaczek” pasuje do tej bestii. – ryknął okularnik.

  • Zgodziłeś się, więc w czym problem. – wzruszyła obojętnie ramionami.

  • To jest cholerny wilk! – histeryzował Lee.

  • Przecież widzę, nie musisz się tak drzeć, mam dobry słuch. – szyderczo stwierdziła Vesper.

  • Ja chyba zwariuje, przecież to istny cyrk. – płaczliwie oznajmił Chińczyk.

  • Ja to załatwię. – mruknęła Lenalee, tak aby blondynka to usłyszała. Skinęła jej głową w geście podziękowania.

  • Chodźmy, lepiej żeby twoja pupilka zniknęła na razie z oczu kierownikowi. – powiedziawszy to Allen chwycił za rękę blondynkę, ciągnąc ja w stronę wyjścia.

Sprawczyni całego zamieszania obojętnie szła przy nodze swojej pani.

  • Yuki na pewno jest głodna. Byłby jakiś problem gdybym poprosiła o coś do jedzenia dla niej? – spytała dla pewności.

  • Nie martw się, jak tylko odłożysz swoją torbę to pójdziemy na kolację. Sądzę, że Jerry znajdzie jakieś specjały i dla wilczycy. – odpowiedział przyjaźnie białowłosy.

  • Dziękuję.

  • Nie ma sprawy, ja też umieram z głodu. – wyznał, jakby na potwierdzenie tych słów zaburczało mu w brzuchu.

  • No tak, typ pasożytniczy. – zachichotała Vesper, czym wzbudziła wesołość u obu towarzyszy.

Zanim dotarli do stołówki, nie obyło się bez kilku incydentów spowodowanych przez przerażonych widokiem wilka pracowników kwatery. Na szczęście poza paroma stłuczonymi kubkami i fruwającymi po korytarzach dokumentami nie stało się nic poważniejszego. Gdy dotarli do celu, białowłosy natychmiast podprowadził ją do stolika w którym siedzieli egzorcyści. Od razu spostrzegła brak Japończyka oraz obecność rudego chłopaka, którego zdążyła już poznać. Celowo tez ignorowała trwogę widoczną w oczach osób obecnych na stołówce. Wejście Yuki do sali nie pozostało niezauważone.

  • Niech mnie diabli, myślałem, że Lenalee żartuje, gdy mówiła, że Komui zgodził się na to, aby ona przyprowadziła swojego „zwierzaczka” – zachichotał rudzielec.

  • Ty wiedziałeś? – zdziwił się Allen.

  • Jasne, miałem przyjemność już ją poznać. – wskazał przy tym na wilczyce.

  • Więc dlaczego nie uprzedziłeś kierownika? – chciał wiedzieć białowłosy.

  • Uznałem, że to nie moja sprawa. – wzruszył obojętnie ramionami, jednocześnie puszczając oczko do stojącej naprzeciw niego Vesper.

  • Coś mi się wydaje Vesper, że jesteś dziś tematem dnia. Najpierw informacja o tym kim był twój wuj, potem zdarzenie z Kandą a teraz to. – wyliczał na palcach białowłosy, uśmiechając się przy tym przekornie.

  • A co zaszło pomiędzy nią a Kandą? – spytał ciekawy Krory.

  • To wy nie wiecie! – Allenowi opadła szczęka ze zdziwienia, po chwili jednak zrozumiał, co było tego przyczyną. – No tak, nikt nie chciał się narazić Kandzie, rozpowiadając to wokół.

  • A co dokładnie? – spytał podejrzliwie rudzielec, rzadko się zdarzało, że jakieś ciekawe zdarzenie nie obeszło lotem błyskawicy całej kwatery głównej.

  • Stracił przytomność. – wtrąciła obojętnie blondynka, jednocześnie kopiąc białowłosego, aby dać mu znak, żeby milczał. W tej samej chwili usłyszała złośliwi chichot Linka tuż za sobą. A jednak blondyn potrafił się śmiać, ciekawe – pomyślała. Siedzący przy stoliku egzorcyści jak jeden mąż mieli otwarte usta ze zdziwienia.

  • Wybacz moja droga za nasze maniery. – odezwał się po chwili Krory. – Pozwól, że ci się przedstawię. Jestem Arystar Krory III, Laviego już znasz, a ta piękna pani po mojej prawej to Miranda Lotto, miło nam cię poznać. – ukłonił się przy tym szarmancko.

  • Miło mi, jestem Vesper Lynd, ale to już chyba wiecie. – odpowiedziała z miłym uśmiechem.

  • A jak się wabi twoja pupilka. – spytała nieśmiało ciemnowłosa egzorcystka.

  • Yuki.

  • Ładne imię. Czy można ją pogłaskać? – spytała.

  • Ależ oczywiście, ona jest łasa na takie gesty. – odpowiedziała natychmiast. Chwilę potem wilczyca zastała oblężona przez Mirandę i Krorego, którzy zachwycali się miękkością jej futra. Sama wilczyca niemal mruczała z zadowolenia.

  • Pozwólcie, że zaprowadzę naszą gwiazdę do Jerrego, na pewno marzy o tym aby przyrządzić dla niej i jej towarzyszki coś pysznego. – odezwał się Allen.

  • Jasne, przyznaj się lepiej, że umierasz z głodu. – zachichotał złośliwie Lavi.

  • To też. – mruknął białowłosym, na potwierdzenie jego słów zaburczało mu w brzuchu, co wywołało powszechną wesołość.

Vesper bez słowa pozwoliła się poprowadzić w kierunku królestwa kucharza imieniem Jerry. Była zdziwiona tym ile ten białowłosy chłopak zamawia jedzenia. Sama poprosiła tylko o spaghetti i surowe mięso dla wilczycy. Stała jednak przy Allenie, cierpliwie czekając aż tamten skończy wyliczać potrawy na które ma ochotę. Gdzie on to wszystko pomieści, nie mogła wyjść z podziwu. Nawet jej wilczyca musiała by to wszystko jeść przez co najmniej tydzień, a dla chłopaka to była zaledwie kolacja.

  • No co, nie jadłem obiadu. – mruknął speszony, widząc jej przerażenie w oczach.

  • Takich jak ty chciałbym więcej. – zagrzmiał radośnie kucharz.

  • Nie wątpię. – stwierdziła sarkastycznie Vesper.

Po dwudziestu minutach byli już przy stoliku egzorcystów, na miejscu pozostał jednak tylko Lavi. Sama Vesper starała się nie zwracać uwagi na obładowany wózek z jedzeniem, który przytaszczył ze sobą Walker. Położyła wilczycy miskę pełną surowej wołowiny i usiadła obok rudego egzorcysty.

  • Jak ci się podoba w naszych skromnych progach? – spytał Lavi.

  • Może być, wolałabym jednak przybyć tu w nieco bardziej konwencjonalny sposób. – stwierdziła blondynka, czym wywołała rumieniec wstydu na policzkach chłopaka.

  • Gdybym wiedział co zamierza Kanda, to bym go powstrzymał. – tłumaczył się kronikarz.

  • Nie ma sprawy, już się nie gniewam. – stwierdziła uśmiechając się przy tym uroczo do chłopaka. Przemilczała jednak fakt, że to wyrównanie porachunków z Azjatą o tym zadecydowało.

W tym momencie w stołówce na której do tej pory było dosyć głośno, zapadła grobowa cisza. Słychać było jedynie groźne warczenie wilczycy. Vesper podążyła wzrokiem do miejsca w które wpatrywała się jej towarzyszka. W wejściu do pomieszczenia stał Japończyk. Jego mina świadczyła o tym, że niewątpliwie chce kogoś zabić. Blondynka nie miała wątpliwości, że chodzi o nią. Biorąc pod uwagę fakt, że Kanda patrzył na nią morderczym wzrokiem. Zresztą wszyscy obecni w jadalni wodzili wzrokiem to na niego, to na nią. Każdy czekał z zapartym tchem na obrót sytuacji.