Rozdział IX – Zdradzone zaufanie cz.2

  • A ty? – padło natychmiastowe pytanie z strony mężczyzny, który usilnie starał się podnieść ze stery pokruszonych kryształków, na których leżał.
  • Tak do niczego nie dojdziemy. – mruknęła. – Jestem Vesper Lynd, egzorcysta Europejskiego Oddziału Czarnego Zakonu. – przedstawiła się. – Teraz może wyjaśnisz mi, kim ty jesteś? – zapytała ponownie już znacznie grzeczniej.

Uznała, że łatwiej będzie jej uzyskać od mężczyzny odpowiedzi na swoje pytania, jeżeli będzie rewanżować się mu tym samym. Podała mu dłoń, aby pomóc mu wstać.

  • Jestem Ryan Gordon, Generał z Czarnego Zakonu. – padła natychmiastowa odpowiedź. – Nigdy o tobie nie słyszałem, jesteś nowa? – zadał kolejne pytanie, przyjmując pomoc ze strony dziewczyny.
  • Tak jestem nowa i nie znam jeszcze wszystkich, może dlatego o panu nie słyszałam. Szczerze mówiąc, to jedynym generałem, którego znam, a raczej znałam był mój wuj Kevin Yeegar. – przyznała, podając stojącemu obok niej brunetowi jego łuk.
  • O czym ty, dziewczyno, mówisz? Jedyny Kevin Yeegar, którego znam, to młody nauczyciel, który niedawno wstąpił do Zakonu, więc z pewnością nie mógł zostać tak szybko generałem. – zdziwił się brunet. – Sam go zwerbowałem. – uściślił.
  • O mój Boże, pan nie może być przecież tym łucznikiem, który uratował mojemu wujowi życie przed ponad trzydziestoma laty! – krzyknęła wstrząśnięta.
  • Dziecinko, coś ci się pomyliło, te wydarzenia miały miejsce przed trzema miesiącami. – uściślił z przekonaniem. – Czemu nie przysłano po mnie moich uczniów, tylko ciebie?
  • Wysyłając mnie tutaj, nie wspomniano ani słowem o panu. Malcolm Leverrier przysłał mnie, abym odnalazła innocence, przez które trzydzieści lat temu zginęła dwójka egzorcystów, a ich generał zaginął. – oznajmiła, patrząc na bruneta wymownie.
  • Chyba nie sugerujesz, że ja jestem tym generałem, co panienko? I co w tym wszystkim ma do powiedzenia ten gołowąs Leverrier? – starał się zrozumieć sens tego wszystkiego, o czym mówiła ta egzorcystka.
  • Malcolm Leverrier, którego znam, jest około pięćdziesiątki, więc trudno nazywać go gołowąsem. – sprecyzowała. – Może powinnam zacząć od tego, że mamy obecnie końcówkę dziewiętnastego wieku. – dodała ostrożnie, obawiając się, że jej przypuszczenia co do tożsamości mężczyzny mogą okazać się słuszne.
  • Mój Boże… przecież to niemożliwe. – jęknął brunet, spoglądając na swoje dłonie. – Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto ma ponad sześćdziesiąt lat? – spytał dla pewności.
  • Raczej na kogoś koło trzydziestki. – stwierdziła, przyglądając się egzorcyście z uwagą. – Jednakże, gdy tu weszłam, był pan uwięziony wraz z innocence w kryształowym obelisku. Może to ono zachowało pana w tak dobrej formie. – stwierdziła pół żartem, pół serio.
  • Jakoś mnie to nie bawi. – burknął w odpowiedzi.
  • Nie chciałam pana urazić. Może lepiej będzie, jak się stąd wydostaniemy? Im szybciej znajdziemy się w Kwaterze Głównej, tym szybciej znajdzie pan odpowiedzi na swoje pytania. – zaproponowała.
  • Prowadź. – mruknął.

Dziesięć minut później z niewielką pomocą Kruków udało im się wydostać z jaskini. Gdy stanęli w świetle dziennym, dziewczyna od razu zrozumiała, że musi wyjaśnić sprawę dwójce jej strażników, którzy przyglądali się nieznajomemu z widoczną rezerwą.

  • Chłopcy, przedstawiam wam Generała Ryana Gordona. – oznajmiła dobitnie.
  • To niemożliwe, on zaginął wiele lat temu. – padła natychmiastowa odpowiedź jednej z zakapturzonych postaci.
  • A ta dwójka to kto? – spytał podejrzliwie brunet.
  • Jesteśmy ze Specjalnego Korpusu Uderzeniowego Centrali. – wyjaśnił jeden z Kruków.
  • Możecie zawiadomić Kwaterę Główną, że misja została wykona i możemy wracać? – wpadła im w słowo dziewczyna.
  • On idzie z nami? – chciał wiedzieć strażnik.
  • Tak. – padła jednoczesna odpowiedź ze strony dziewczyny i generała.
  • W takim razie lepiej, żebyśmy od razu ruszyli. Przed nami droga powrotna, wrota otworzą nam w tym samym miejscu, gdzie uprzednio. – stwierdził jeden z Kruków.
  • Prowadźcie. – mruknęła dziewczyna, dając tym samym znać, że mają iść przodem.

Vesper wraz z Gordonem trzymali się w znacznej odległości od towarzyszącym im strażników. Idąc ramię w ramię, dziewczyna opowiadała Generałowi o egzorcystach, którzy obecnie służą w Zakonie, oraz o innych pracownikach Kwatery Głównej Europejskiego Oddziału. Miała nadzieję, że mężczyzna przeżyje dzięki temu mniejszy szok, gdy dotrą na miejsce. Gdy byli mniej więcej w połowie drogi, postanowiła wykorzystać okazję i dowiedzieć się czegoś o misji, która doprowadziła do tego, że wylądował na tyle lat w uśpieniu.

Była pewna, że brunet nie odpowie na jej pytanie, a jednak po chwili milczenia zaczął swoją opowieść.

  • Widzisz… trudno mi uwierzyć, że te wydarzenia miały miejsce tyle lat temu. Ja mam wrażenie, że działo się to godzinę temu. – zaczął w zamyśleniu. – Wiem, że nie powinienem o tym mówić, ale skoro minęło już tyle czasu… – przerwał na chwilę, jakby nie potrafił dobrać odpowiednich słów, po chwili jednak podjął na nowo swoją opowieść. – Musze zacząć od tego, że stary Leverrier chciał mieć więcej egzorcystów, nigdy nie było nas za wielu, a z tego co mi opowiadałaś, to nadal tak jest. W każdym bądź razie starał się na siłę zsynchronizować innocence z ludźmi niebędącymi Wybrańcami Boga. Zawsze kończyło się to w ten sam sposób, człowiek ten stawał się Upadłym. Udało mu się jednak tego dokonać, właśnie z tym odłamkiem, który spoczywa w kieszeni mojego płaszcza. – wyjaśnił. – Niestety i tym razem coś poszło nie tak. Mężczyzna, który został z nim połączony… co tu dużo mówić, po prostu mu odbiło. – oświadczył bez żadnych ogródek. – Niestety nie dopilnowano go i uciekł. W tym momencie wkroczyłem ja i dwójka moich uczniów, wysłano nas, abyśmy odnaleźli go i sprowadzili z powrotem. W pewnym stopniu udało nam się, właśnie tu w tym lesie, jednak było już za późno. Natrafiliśmy tu na istne piekło, setki akum, które otoczyły monstrualne popiersie niedoszłego użytkownika. Nie wiedzieliśmy, co było katalizatorem powstania Upadłego, jednak musieliśmy za wszelką cenę odzyskać innocence, które miał w sobie. Ja zająłem się uciekinierem, a raczej tym co z niego zostało, a moi podopieczni niszczeniem akum. Ostatnie co pamiętam zanim zobaczyłem ciebie, było to, że wszedłem do pieczary, w której mnie znalazłaś, aby podnieść innocence, które tam wpadło po tym jak Upadły został unicestwiony. – zakończył.
  • Domyśla się pan, że pańscy uczniowie zginęli tego dnia, prawda? – spytała ostrożnie.
  • Tak. – przytaknął z żalem.
  • Muszę wyznać, że wysłano mnie tu ze względu na umiejętność współodczuwania z odłamkami Kości. Wcześniej nie podejmowano prób odnalezienia tego innocence ze względu na wrogie nastawienie odłamka, tak mi przynajmniej powiedziano. Obawiano się prawdopodobnie, że historia się powtórzy i kolejny egzorcysta przepadnie bez wieści. Jednak to, co stary Leverrier zrobił tej materii, było dla niej potworną zdradą. Zanim pana uwolniłam, miałam wrażenie, że innocence jest wściekłe i zranione, wydawało mi się jednak, że przez egzorcystę. Teraz rozumiem, że ono czuło, że Zakon zdradził jego zaufanie. Jestem pewna, że akurat to innocence już nigdy nie dopuści do tego, aby zsynchronizować się z kimś, kto nie jest wybrańcem.
  • Lepiej będzie, jeżeli od razu uprzedzisz o tym Leverriera. – stwierdził, patrząc na nią uważnie. – Ta rodzina lubi bawić się w samego Pana Boga, tak było od samego początku. Widzę, że Malcolm poszedł w ślady ojca i dziadka, biorąc pod uwagę, że cię tu przysłał.

Niedługo później ich rozmowa została przerwana przez dwójkę Kruków, którzy poinformowali ich, że są już na wyznaczonym miejscu. Czekali już tylko na otworzenie wrót, przez które będą mogli wrócić do Kwatery Głównej.

W międzyczasie Vesper wytłumaczyła brunetowi, że jakiś czas temu Zakon przejął Arkę Noah. Dzięki czemu mogą się przemieszczać szybko w różne rejony na całym globie.

Niedługo później przeszli przed drzwi, aby po chwili znaleźć się w nowej siedzibie Oddziału Europejskiego.

Na miejscu czekał już na nich Leverier wraz z naburmuszonym Komuim. Ten ostatni spojrzał z niemym pytaniem na towarzyszącego jej bruneta. Najwidoczniej Kruki nie uprzedziły o odnalezionym generale, bo sam Inspektor wydawał się być w szoku, widząc człowieka, którego od lat uważał za martwego, a przynajmniej zaginionego. Tym bardziej, że człowiek ten nie postarzał się nawet o jeden dzień.

  • To niemożliwe… – niedokończone stwierdzenie blondyna zawisło w powietrzu.
  • Witaj, Malcolmie. Kopę lat. – odezwał się jak gdyby nigdy nic Gordon.
  • Ale jak…? – Inspektor zmarszczył brwi, próbując cokolwiek zrozumieć z tego, co miał właśnie przed oczyma.
  • O to już musisz zapytać tą małą. – oznajmił wprost, wskazując na stojącą obok niego blondynkę.
  • Czy ktoś może mi powiedzieć, o co tu chodzi? – zapytał okularnik.
  • Kierowniku, niech pan pozwoli, że przedstawię mu Generała Ryana Gordona. – poinformowała egzorcystka.
  • Tego Gordona? – zdziwił się Chińczyk.
  • A czy Czarny Zakon miał w swojej historii jeszcze jednego generała o takim nazwisku? – spytał z krzywym uśmiechem brunet.
  • Ale pan musiałby mieć teraz z sześćdziesiąt lat… – obliczył na oko Lee.
  • Dobrze się trzymam jak na swój wiek, nieprawdaż? – zażartował.
  • Ciebie to bawi? Możesz mi powiedzieć, co się z tobą działo przez ostatnie trzydzieści lat? – spytał wprost Leverier, który doszedł już do siebie po szoku, który doznał na widok zaginionego przed laty egzorcysty.
  • W sumie nic, można powiedzieć, że je przespałem, nieprawdaż, dziecinko? – zwrócił się w ostatnich słowach do stojącej obok blondynki.
  • Pan Generał został uwięziony przez innocence w kryształowym monumencie. – uzupełniła Vesper. – Wszystko uwzględnię w oficjalnym raporcie, czy mogłabym już odejść? Moja wilczyca z pewnością niecierpliwi się z powodu mojej długiej nieobecności. – dodała w gwoli wyjaśnienia.
  • A innocence? – przypomniał Inspektor.
  • Ma je Generał Gordon. – odpowiedziała natychmiast, chcąc jak najszybciej opuścić towarzystwo tego człowieka.
  • A więc możesz iść, nie będziesz już mi potrzebna. – stwierdził wyniośle, skupiając swoją uwagę na brunecie.

Miała ochotę kopnąć szanownego Inspektora przynajmniej w piszczel. Powstrzymała się jednak, wiedząc, że ucierpiałaby na tym bardziej niż sam poszkodowany. Zamiast tego postanowiła odejść od tego gbura jak najdalej się da. Zamierzała też napisać ten raport jeszcze dzisiaj, aby mieć całą tą sprawę z głowy. Dlatego też, mimo tego, że była głodna, udała się wprost do swojego pokoju.

Ku jej zdziwieniu nie zastała w nim Yuki, co było dość dziwne zważywszy na to, że wilczyca nie wychodziła do tej pory sama. Nie czuła się zbyt pewnie w nowym miejscu, gdzie mieszkało tak wielu ludzi. Widocznie ktoś się nad nią ulitował i wyprowadził na spacer. Było już po porze obiadowej, więc miała nadzieję, że ta osoba zadbała o to, aby nakarmić zwierzę.

Dwie godziny później kończyła właśnie czytać napisany wcześniej raport, kiedy drzwi do jej pokoju uchyliły się, a w progu stanął Lavi z wilczycą u boku.

  • Gdzieś ty była? Kiedy wróciłaś? – zarzucił ją z miejsca pytaniami, gdy ujrzał blondynkę siedzącą swobodnie na łóżku.
  • A może tak „cześć” – zażartowała.
  • Vesper, czy ty zdajesz sobie sprawę, jaka tu była afera przez twoje zniknięcie?! – wykrzyczał.
  • Nic o tym nie wiem. – odpowiedziała z krzywym uśmiechem.
  • Komui był gotowy zabić Leverriera, gdy się dowiedział, że ten dupek wysłał cię na misję bez jego wiedzy i zgody. – oznajmił ponuro – Wiesz, my tu wszyscy znamy tego gada, więc martwiliśmy się o ciebie. – burknął. – Bałem się, że nie wrócisz. – przyznał szeptem.
  • Ale wróciłam cała i zdrowa, jak widzisz. – uśmiechnęła się na potwierdzenie tych słów, nie wspomniała już o tym, że doskwiera jej kostka po upadku z wysokości prawie trzech metrów, nie chciała prowokować dodatkowych pytań z jego strony. – Nie tak łatwo się mnie pozbędziesz, rudzielcu. – zapewniła.
  • Czego od ciebie chciał? – spytał, siadając obok niej.
  • Przykro mi, tajne przez poufne. – odparła konspiracyjnym szeptem, głaszcząc przy tym łeb wilczycy, która podeszła się przywitać.
  • Nie bądź taka, przecież wiesz, że nikomu nie rozpowiem. – burknął urażony.
  • Wyjdę na paplę, ale no cóż. Nie zamierzam być lojalna wobec naszego ukochanego Inspektora. – wzruszyła obojętnie ramionami. – Wysłał mnie po innocence. – odpowiedziała w skrócie.
  • I zrobił z tego taką tajemnicę? – zdziwił się kronikarz.
  • Chodziło o to, że przez ten odłamek zginęło dwóch egzorcystów, a jeden zaginął. – uściśliła.
  • Nigdy o tym nie słyszałem. – mruknął, był zły, że powierzono jej zadanie, przez które ucierpieli inni egzorcyści.
  • Ehhhh… to i tak się wyda, więc ci powiem. Wraz ze mną wrócił niejaki Generał Gordon. – dodała.
  • On? Ależ on musi być już staruszkiem? – zdziwił się. – I jak na niego trafiłaś, przecież wszelki słuch o nim zaginął chyba z trzydzieści lat temu. Wiem, bo Bookman kiedyś o nim opowiadał, chyba się nawet przyjaźnili. – sprecyzował.
  • No cóż, trzyma się wyjątkowo dobrze jak na swój wiek. – wyznała szczerze.

Niedługo później wyszli na kolację. Vesper nie zamierzała przegapić kolejnego posiłku, prawdę mówiąc była potwornie głodna. Obiecała sobie też, że jak tylko wróci do pokoju, weźmie szybki prysznic i położy się spać. Była zmęczona, zresztą miała do tego prawo, poprzedniej nocy nie zaznała zbyt wiele odpoczynku.

W stołówce zastali tylko Allena, okazało się, że reszta egzorcystów była na misjach. Poza Lenalee, ale ona była zajęta, miała na głowie przyszykowanie kwatery dla niespodziewanego gościa, ale o tym jeszcze nikt nie wiedział. No może poza Vesper i Lavim, ale oni jakoś nie przywiązywali uwagi do tego, gdzie odnaleziony generał zostanie ulokowany.

Półtorej godziny późnej Vesper była już w łóżku, jednak mimo zmęczenia nie potrafiła zasnąć. Wciąż rozpamiętywała wydarzenia dzisiejszego dnia, a dokładnie tą więź z innocence, której doświadczyła. Zastanawiała się nad tym, skąd wzięła się u niej taka zdolność współodczuwania z materią Kości, z tego, co wiedziała, raczej nie była ona zbyt powszechna. Poza tym z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu, dar ten ewoluował. Podczas dwóch ostatnich misji miała wręcz wrażenie, że była w stanie porozumiewać się z innocence bez słów, po prostu przyjmując do siebie emocje odłamka, ale również je przekazywać. Cokolwiek jednak było tego przyczyną, nie chciała tego analizować. Zresztą i tak doszłaby do błędnych wniosków, więc po co w ogóle zaprzątać sobie tym głowę?

***

Następnego dnia, wstała dość późno, o dziwo wilczycy nie było w pokoju co w pierwszej chwili przyjęła z lekkim niepokojem. Nie słyszała, aby ktoś wchodził, a tym bardziej, żeby sama Yuki opuściła pomieszczenie. Drzwi jednak były zamknięte, więc ta opcja była raczej mało prawdopodobna. Na wszelki jednak wypadek ubrała się  w  pośpiechu i zeszła do jadalni, gdzie miała nadzieję ujrzeć swoją pupilkę. Jak się okazało, winowajczyni całego zamieszania, najzwyczajniej w świecie obgryzała kość, na której bez wątpienia jeszcze niedawno znajdowała się duża ilość surowego mięsa.  Nigdzie w pobliżu nie widziała jednak Laviego, co nieco ją dziwiło, sądziła bowiem, że to on wypuścił Yuki z pokoju, nie budząc jej przy tym.

  • Allen, gdzie jest Lavi? – spytała, podchodząc do siedzącego przy stole egzorcystów chłopaka.
  • Jeszcze go dziś nie widziałem, a co? – zapytał, nie przełykając przy tym przeżuwanego właśnie jedzenia.
  • Wiesz może kto wypuścił Yuki z pokoju?
  • Kanda. – padła zaskakująca dla niej odpowiedz.
  • Żarty sobie stroisz? – burknęła, siadając naprzeciw białowłosego.
  • Sam widziałem, jak to robił. Dobrze, że już sobie poszedł, bo by ci się oberwało, ma dziś naprawdę paskudny humor. – stwierdził, krzywiąc się przy tym.
  • O co niby ma do mnie pretensje? – zdziwiła się.
  • To nie tak. On ma pretensję do wszystkich, przynajmniej tak mi się wydaje. To nie nasza wina, że ze względu na przybycie jakiegoś nowego Lenalee musiała zrobić przetasowanie kwater, aby umieścić nowego na piętrze generałów, a chyba wiesz, że Kanda tam miał swój pokój? – spytał, nie oczekując jednak odpowiedzi. – W każdym bądź razie, gdy wrócił wczoraj w nocy, okazało się, że Lee musiała oddać jego kwaterę temu nowemu, więc jego rzeczy zostały przeniesione do tej pustej obok ciebie. – wyjaśnił szczegółowo.
  • I o to ma do mnie pretensje? – chciała się upewnić.
  • Nie. Do ciebie ma o to, że dziś nad ranem jego sen został przerwany przez Yuki, która za wszelką cenę starała się wyjść z twojej kwatery. Ponoć robiła tyle hałasu, że go obudziła. – odpowiedział, jego mina świadczyła o tym, iż uważa, że Japończyk jak zwykle czepia się bez powodu.
  • Mnie w każdym razie nie obudziła. – uśmiechnęła się przekornie. – Idę sprawdzić, co Jerry przygotował dzisiaj na śniadanie. – oznajmiła, wstając od stołu.
  • Wszystko jest pyszne! – krzyknął za odchodzącą blondynką Allen, wymachując przy tym kawałkiem ciasta wiśniowego, które zostawił sobie na deser.

Po śniadaniu Vesper udała się wraz z wilczycą do Strażnika Bramy, aby poprosić go, żeby wypuszczał Yuki z budynku, gdy ta chce udać się na spacer. W ten sposób jej pupilka będzie mogła sama załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne. Nie obawiała się, że stanie jej się jakaś krzywda, Yuki była przyzwyczajona do życia wśród natury i potrafiła się obronić w razie zagrożenia. A dla niej jako właścicielki będzie to niemałym ułatwieniem szczególnie, gdy zmuszona będzie wyruszyć na misję bez niej. Tak jak musiała to zrobić wczorajszego dnia. Nie mogła jednak liczyć, że Lavi będzie wiecznie zajmował się jej przyjaciółką, gdy jej samej nie będzie. Szczególnie, że rudzielec także był egzorcystą, więc i on miał swoje obowiązki.

Gdy jej ulubienica wyruszyła na swoją poranną przechadzkę, Vesper udała się do swojego pokoju, aby zabrać z niego przygotowany poprzedniego dnia raport. Niedługo później pukała już do drzwi gabinetu kierownika.

Chwilę później weszła do środka. Uśmiechnęła się, widząc siedzącego na sofie generała Gordona.

  • Wejdź, Vesper. – oznajmił okularnik. – Dobrze, że jesteś. Oszczędziłaś nam w ten sposób fatygi.
  • Czyżbym była panom w czymś potrzebna? – spytała, kierując się w stronę biurka, przy którym siedział Chińczyk.
  • Rozmawialiśmy właśnie o tobie. – stwierdził Szkot. – Dowiedziałem się, że jeszcze nie masz przydzielonego swojego mistrza, dlatego zaproponowałem Komuiemu swoją kandydaturę, co ty na to, dziecinko? Chciałabyś być podopieczną takiego starego piernika jak ja? – zaproponował z przekornym uśmiechem na ustach.
  • Byłabym zaszczycona. – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
  • A więc postanowione! – krzyknął uradowany Chińczyk. – Jedna sprawa z głowy. – odetchnął z ulgą. – Miałem dylemat kogo ci przydzielić, ale sprawa na szczęście rozwiązała się sama.
  • To ja już pójdę, chciałam tylko zostawić to. – wskazała na trzymane w dłoni dokumenty.
  • To raport z wczorajszej misji? – domyślił się Lee.
  • Tak. – westchnęła. – Czy mogę o coś zapytać?
  • Nie krępuj się, dziecinko. Złego wilka tu nie ma. – zażartował Gordon.
  • Chciałabym wiedzieć, co się stało z tym innocence, na którym tak zależało Leverrierowi.
  • O to się nie martw. Przekonałem tego szanownego Inspektora, że odłamek odmówił współpracy przy dalszych eksperymentach. Może nie był zadowolony, ale Hevlaska potwierdziła moje słowa, więc odpuścił. – wyjaśnił generał.
  • Dziękuję.
  • Nie ma za co, nam też nie podobał się pomysł z dalszymi eksperymentami na tym innocence. – oznajmił wprost.
  • Gordon… nie wydaje mi się, żeby to był temat do rozmów z młodym egzorcystą. – upomniał go Komui.
  • Spokojnie, Lee. Vesper i tak o wszystkim wie, prawda, dziecinko? – zapytał przekornie.
  • Ale.. – zaczął okularnik.
  • Porozmawiamy o tym na osobności. – przerwał mu Szkot. – Vesper, chciałbym jutro sprawdzić, jak radzisz sobie na sali treningowej. – zwrócił się do dziewczyny, która kierowała się już w stronę wyjścia. – Spotkamy się o dziesiątej, tylko się nie spóźnij. – zawołał jeszcze.
  • Stawię się o czasie. – potwierdziła, zamykając za sobą drzwi.

Dotrzymanie tej obietnicy było nie lada wyczynem, ale jej się udało. Chociaż, gdy weszła rano do stołówki, miała wątpliwości. Na miejscu czekało już na nią przyjęcie niespodzianka na jej cześć. Wielki transparent z napisem „Welcome Vesper” wydawał jej się jednak grubą przesadą. Dowiedziała się jednak, że wywieszanie takich banerów należało do tradycji. Może i nie lubiła takich imprez, ale tym razem postanowiła zrobić wyjątek, tym bardziej, że została przyjęta przez mieszkańców Kwatery Głównej bardzo ciepło. „Przynajmniej przez większość” – przeszło jej przez myśl, gdy napotkała wzrokiem zimne spojrzenie stalowo-czarnych tęczówek Japończyka. Nie miała jednak zamiaru przejmować się tym gburem, w końcu nie zależało jej na przyjaźni z Kandą, zresztą z wzajemnością.

***